Kiedy wróciła do domu miała niesamowicie dobry humor. Przywitała się z mamą i od razu pobiegła do swojego pokoju, żeby sprawdzić ile tak naprawdę ma materiałów na zmontowanie filmu. Usiadła na łóżku i wzięła laptopa na kolana. Włączył się. Włożyła płytę do odtwarzacza i po chwili wyświetlił się folder zawierający kilka filmików z balu, z zeszłego roku. Włączyła pierwszy z nich. Wtedy poczuła, że siły ją opuszczają. Na scenie stała koszmarna piątka. Harry, Zayn, Niall, Liam i Louis. Uderzyła się dłonią w czoło. Miała dość tego swojego cholernego pecha, ale musiała wziąć się w garść. Zaczęła sie obróbka krótkich filmów i całej reszty materiału. Nie miała pomysłu jak może to wszystko ukazać, jak rozpocząć film. Powiedziała nauczycielce, że to zrobi, więc da radę!
Czas mijał szybko, nawet w szkole. Piątek okazał się bardzo luźny. Wróciła do domu, jej mama akurat przyrządzała obiad.
-Pomóc w czymś? – zapytała uśmiechając się szeroko.
-Nie córeczko – Juliette odwzajemniła uśmiech i dalej mieszała coś w garnku.
Lucy zajrzała do jednego z parujących naczyń. Mielone… Fuj.
-Co tak właściwie jest na obiad? – zapytała.
-Spaghetti – wyjaśniła mama.
-Wiesz co. Ja chyba zjem bułkę z serem – oznajmiła Lucy marszcząc czoło.
Juliette była zaniepokojona. Jej córka nie chciała nic jeść, oprócz tych wegetariańskich dań. Obawiała się, że może jej to w jakiś sposób zaszkodzić, ale nie chciała się wtrącać, bo Lucy żywiła się tak od dobrych pięciu lat. Starała się nie zwracać uwagi na córkę i zajmowała się przygotowaniem obiadu.
Po godzinie Lucy rozsiadła się w salonie, czekała na korepetytora. Chciała jak najszybciej zacząć się uczyć. Kiedy zadzwonił dzwonek podniosła się z fotela i ruszyła w kierunku drzwi, ale Juliette była pierwsza. Otworzyła je szeroko. Na progu stał blondyn i uśmiechał się szeroko.
-Nie pomyliły ci się czasami domy?
-Lucy – ofuknęła ją mama.
Brunetka tylko wzruszyła ramionami, Niall podrapał się po głowie.
-Co tak stoisz? – Zapytała Juliette. – Wejdź – poleciła blondynowi.
-Taa – mruknęła Lucy. – Chodź do salonu. Skoro już jestem skazana na twoją obecność, to niech to jak najszybciej się skończy.
-Lucy! – jej mama straciła dobry humor.
Niall zdjął buty i poszedł za Lucy. Gdyby wiedział, że to ją ma uczyć na pewno by się nie zgodził. Usiadł naprzeciwko niej. Wyciągnął z plecaka książkę i rzucił ją na stół.
-Musimy przerobić ją w ciągu pierwszego semestru – powiedział, a mina Lucy zrzedła.
Spojrzała na blondyna spode łba.
-Nie patrz tak na mnie – mruknął.
Odwróciła wzrok. Nie miała ochoty uczyć się właśnie z nim, jednakże nie chciała też narzekać.
-Zaczynamy od dzisiaj? – zapytała wkurzona.
Chłopak zastanowił się.
-To już zależy od ciebie. – Stwierdził od niechcenia.
Lucy westchnęła głośno i spojrzała na książkę. Nie była na siłach, żeby zaczynać już teraz, ale nie wiedziała jak odmówić. Zależało jej, żeby nadrobić szybko cały materiał.
-Zacznijmy – wymamrotała nie wierząc we własne słowa.
Niall pokiwał głową. Otworzył książkę i zaczął coś tłumaczyć.
Ta godzina dłużyła się niemiłosiernie. Lucy patrzyła na Nialla z nieskrywaną niechęcią. Blondyn jednak starał się ją jakoś przejrzeć. Była otwartą księgą, którą każdy mógł przeczytać, ale rozumieli ją tylko nieliczni. Zerkał na nią często, najczęściej, gdy skupiała całą swoją uwagę na jakimś tekście. Nie darzył jej zbyt pozytywnymi uczuciami, jednak musiał przyznać, że była naprawdę ładna. Piękne duże, zielone oczy okalane przez gęste rzęsy, słodkie piegi, pełne usta i ten uśmiech… Niall! Opanuj się – zganił się w myślach. Nie chciał tak o niej myśleć, nie była dziewczyną dla niego. Zawsze chciał mieć przy boku kogoś, kogo można łatwo zrozumieć, a Lucy taka nie była.
-No dobra – oznajmił po godzinie – To będzie na tyle, kiedy się teraz spotykamy? – zapytał.
-A musimy? – mruknęła.
Kącik ust Nialla drgnął. Według niego, ta sytuacja robiła się coraz bardziej komiczna. Wstał i spojrzał na nią wymownie.
-Posłuchaj -mruknął. –Jeśli zależy ci na nauce tego języka, to jesteś zmuszona na moje towarzystwo. W szkole, poza nauczycielką tylko ja władam biegle hiszpańskim, więc lepiej pogódź się z tym, że to JA cię uczę, albo pożegnaj się z indywidualnymi lekcjami – powiedział.
Lucy nie wiedziała co ma powiedzieć, chciała wygarnąć Niallowi to co o nim myśli, jednak nie potrafiła wydobyć z siebie głosu. Zdała sobie sprawę, że musi się opanować. Przymknęła powieki i westchnęła.
-Poniedziałek, osiemnasta? – zaproponowała.
Chłopak skinął głową. Gdzieś w głębi duszy cieszył się na kolejne spotkanie z tą zadziorną szatynką.
Louis zerknął na Harrego. Jego przyjaciel cały czas marudził, o „farcie” Nialla. Marchewkożerny nie miał ochoty tego słuchać. W ich domu nie mówiło się już o nikim innym, tylko o Lucy. Lucy to, Lucy tamto… Miał tego dość!
-Wiesz co Harry? – zapytał spoglądając na bruneta, który tylko pokręcił głową. –Nie znam tej całej Lucy, ale już jej nie lubię – mruknął i podniósł się zrzucając z kolan nogi Harrego.
Loczek patrzył na swojego najlepszego przyjaciela z wytrzeszczem. Co mogło mu się stać? Nie miał pojęcia… Pierwszy raz był świadkiem takiego zachowania Lou. Tomlinson, zawsze skory do rozmowy i śmiechu, a teraz był jakiś przybity, a Harry czuł się bezsilny. Nie umiał mu pomóc, bo nie znał powodu jego coraz częstszych fochów.
Wstał i ruszył w kierunku schodów. Louie musiał być w swoim pokoju, bo to właśnie tam zazwyczaj się ukrywał.
Nie pukając wszedł do środka. Szatyn siedział na łóżku z podkulonymi nogami. Łokcie opierał o kolana, a twarz schował w dłoniach. Harry podszedł do niego i pogłaskał delikatnie po ramieniu.
-Louie, co się stało? – wyszeptał z przejęciem.
Lou nawet na niego nie spojrzał. Podciągnął tylko nosem w milczeniu.
-Harry zostaw mnie samego – wymamrotał i nie patrząc na Loczka położył się na boku, tyłem do niego.
-Ale… - zaczął Hazza.
-Prosiłem Cię, żebyś mnie zostawił! – zagrzmiał Louis siadając, a zaskoczony Harry patrzył na niego zdezorientowany.
W jego zielonych oczach zaczęły zbierać się łzy. Chciał tylko porozmawiać z Louisem, ale jego przyjaciel najwyraźniej nie miał na to ochoty. Przygryzł nieporadnie wargę i spojrzał wprost w szare tęczówki szatyna.
-Harry… - wyjąkał. – Przepraszam, nie powinienem… Chodź do mnie – wyszeptał rozszerzając ramiona.
Loczek przyjął to z ulgą. Wtulił się w klatkę piersiową Louisa. Wdychał dobrze mu znany zapach perfum. Tomlinson gładził go delikatnie po plecach co jakiś czas szepcząc: „Przepraszam”. Nie miał za co przepraszać. Harry rozumiał, że każdy może mieć czasami gorszy dzień i Lou właśnie taki przeżywał. Położył dłoń na piersi szatyna i zaczął kreślić palcami drobne kółka na jego ciele.
-To ja przepraszam – wymamrotał uświadamiając sobie, dlaczego Louis mógł być w takim humorze.
-A wiesz chociaż za co? – zapytał.
Harry spojrzał na twarz swojego przyjaciela i pokiwał głową. W oczach Lou pojawiły się te słodkie iskierki.
-*-
*Wybaczcie . Miało być wczoraj , ale zorganizowany grill zepsuł mi plany ;)
A więc , rozdziały będę starała się dodawać co trzy , cztery dni ;>
Mam nadzieję , że to Was usatysfakcjonuje xD
Nie będę przeciągać .
Dacie radę z 15 komentarzami ? :D
W następnym rozdziale :
-Prowadzę, nie przeszkadzaj mi - mruknął tylko i na powrót wbił spojrzenie w przednią szybę.
[...]
-To zatrzymaj to cholerne auto i ze mną porozmawiaj! – wrzasnął ponownie.
Tomlinson rzucił wiązanką przekleństw i skręcił w jakąś boczną uliczkę. [...]
-Wytłumacz mi o co ci tak naprawdę chodzi – zażądał przyglądając się badawczo szatynowi.